czwartek, 27 sierpnia 2015

XXI

cześć Ptaszyny
rozdział z przeprosinami, ale jak już napisałam to internet postanowił przestać i tak się to jeszcze przedłużyło.

______________________________________________________________________


Było dobre pół godziny przed czasem, kiedy powinnam wstać, ale po pierwsze wcześnie zasnęłam, a po drugie musiałam, po prostu musiałam dowiedzieć się, jak poszło spotkanie Charliego z Lex. Nieważne, że potem ją też dokładnie przepytam, ale najpierw postanowiłam przesłuchać brata. Zresztą, skoro wstałam, a Lexi i tak nie ma w pobliżu, to co biedna mam robić. Inaczej ciekawość mnie zeżre. Wstałam i powlokłam się przeciągając się przy okazji do pokoju Charliego. Oczywiście chłopak nie podzielał mojej potrzeby dzielenia się informacjami, więc gdy znalazłam się w jego pokoju, zobaczyłam go zakopanego pod kołdrą. Oczywiście... Wlazłam na łóżko i odkopałam jego blond czuprynę, a następnie zaczęłam najpierw szturchać, a potem potrząsać jego ramionami.
- Co? - Wreszcie rozległ się cichy, zachrypnięty głos.
- Charlie...
- Iv... Nie teraz... daaaaj mi spaaać... idź sobie gdzieś... - Zajęczał.
- Chas... trzeba było wcześniej wrócić. Powiedz mi jak było.
- Fajnie. Możesz już sobie pójść?
- Nie. Ostrzegam cię, że mogę jeszcze zacząć skakać po łóżku albo zacznę cię łaskotać i nie zaznasz już spokoju.
- Oboje wiemy kto na tym gorzej wychodzi, gdy w grę wchodzą łaskotki, więc mi nimi nie groź. - Mruknął uśmiechając się. Dobra... prawdopodobnie grożenie łaskotkami to kiepski pomysł, biorąc pod uwagę, że zawsze to ja kończę dusząc się ze śmiechu, gdy cała męska część domu przyłącza się do zadawania mi tych katuszy zwanych łaskotkami. Niefajnie. I jeszcze rechoczą się przy tym jak stado ropuch. Gady przebrzydłe.
- Charlie... Prooooszę... Przynajmniej to dla mnie zrób.... - Usłyszałam ciężkie westchnięcie, a cała kołdra poruszyła się i niekształtna masa, z której wystawała rozczochrana głowa mojego brata, podniosła się trochę i oparła o ścianę.
- Mała cholero, chcesz mnie wykończyć, prawda?
- Charlie, ja cię tak kocham przecież. Dlaczego przypisujesz mi takie złe intencje?
- Jak cię kiedyś przyjdę obudzić w środku nocy to zobaczysz... - Mruknął cały czas mając zamknięte oczy.
- To się nigdy nie zdarzy, bo oboje wstajemy tak samo późno. Poza tym wcale nie jest środek nocy... za jakieś pół godziny i tak będziesz musiał wstać.
- Pół godziny stanowi wielką różnicę, to jest całe sześć razy po „jeszcze pięć minut”, ale nie dasz mi już spać, prawda?
- Nie dam. Opowiesz mi jak było? - Chłopak westchnął jeszcze raz ciężko i uchylił powieki.
- Myślę, że było ok. Poszliśmy do baru, wiesz, tego w stronę centrum, pogadaliśmy i posłuchaliśmy mojego kumpla, a potem poszliśmy na spacer, posiedzieliśmy trochę w parku i tyle. - Charlie wzruszył ramionami.
- A odstawiłeś mi bezpiecznie Lexi do domu?
- Pod samiuteńkie drzwi. - Powiedział przewracając oczami. Siedziałam chwilę w ciszy spoglądając na blondyna siedzącego znowu z zamkniętymi oczami.
- Ale... było dobrze? To znaczy... bo... czy wy...?
- Było super. Lexi jest świetna. - Uśmiechnął się przerywając moje dukanie i spoglądając na mnie z lekkim uśmiechem. - Chyba trochę ci ją ukradnę.
- Tak? To znaczy, że wy spotkacie się jeszcze?
- Pewnie. Nawet mogę ci powiedzieć kiedy.
- Kiedy?
- W piątek.
- Taak? Jejku... chyba nie byłam przygotowana, że tak szybko to wam pójdzie... zgadzam się na tę kradzież, ale tylko pod warunkiem, że zostawiasz mi na wyłączność Lex na wycieczkę szkolną.
- Jedziesz na wycieczkę? - Charlie zmarszczył brwi.
- Tak. Z Lexi i Skye oderwać się od domu.
- Nie wiem czy to dobry pomysł.
- Trudno. I tak się już zapisałyśmy i nie myśl, że zmienisz naszą decyzję.
- Tylko uważajcie na siebie, bo na szkolną wycieczkę zwykle jadą dziwni ludzie. - Mruknął odpuszczając.
- Jakoś przeżyjemy, a zresztą będziemy się trzymać cały czas razem. - Zapewniłam brata, który chwilę mi się przyglądał, wzdychając po chwili.
- Zostało mi jeszcze przynajmniej dwadzieścia minut, więc jeśli nie przeszkadza ci to, to moglibyśmy pogadać sobie kiedy indziej, na przykład jak wstanę. - Mruknął zjeżdżając na łóżko do pozycji poziomej. Wydałam odgłos zirytowania, ale pomyślałam, że coś tam wiem, więc odpuściłam i wróciłam do własnego pokoju, żeby pozbierać się do szkoły.


- Mów jak było. - To były moje pierwsze słowa do zdziwionej Lexi, na którą czekałam już przed domem. Dziewczyna szybko uświadomiła sobie, o co mi chodzi i jej policzki lekko poróżowiały. Uśmiechnęłam się, bo to mogło znaczyć tylko tyle, że było naprawdę dobrze. - Lex. Przynajmniej troszeczkę. Daj mi cokolwiek, bo wiesz jacy są faceci. Charlie powiedział mi, że poszliście, posłuchaliście muzyki i wróciliście. Powieeeedz mi coś. - Zajęczałam robiąc proszącą minę.
Lexi, swoim zwyczajem, lekko się rumieniąc i od czasu do czasu spuszczając oczy opowiedziała mi historię wieczoru i cóż... wyszło na to samo co mówił Charlie, tyle, że mój braciszek w wersji blondynki co chwilę okazywał się bardzo słodki i kochany i w ogóle niezwykły. No i fajnie. Lexi streściła mi swój wieczór akurat w czasie, który nam zabrało dojście do domu Skye.

Niewiarygodne. Po prostu niewiarygodne. Mój plan tak dobrze działał... Ten, o którym wcale nie chciałam słyszeć, w ogóle nie pojawiał się w naszych rozmowach. Nawet o dziwo nie widziałam go specjalnie na korytarzach, czy na podwórku. Mówiąc „nasze rozmowy” mam na myśli oczywiście moje, Lex i Skye. Jakby wyparował. Taki miły dzień. Lexi chodziła na swój cichy sposób rozanielona, z leciutkim rumieńcem, a Skye... ona nawet bez mojej ingerencji weszła w mój plan, dzięki chłopakowi, który zaczepił ją na korytarzu i z którym na jakiś czas nawet gdzieś zniknęła. Ten jej blondyn wydaje się nawet całkiem sympatyczny. Idealnie.

Nadszedł piątek, i pomimo tego, że nadal miałam błogi spokój w sprawie lokatego, który na swoje szczęście nie pokazywał mi się na oczy i o którym na moje szczęście nie słyszałam, sytuacja przestała mnie tak bardzo zachwycać. Pół biedy, jeżeli chodziło o Skye i jej westchnienia nad Luke'iem, którego imię powtórzyła tyle razy, że już nigdy go nie zapomnę, bo tak prawdę mówiąc jednym uchem wpuszczałam a drugim wypuszczałam potok słów dziewczyny, i mimo, że wiem, że jako przyjaciółka nie powinnam się tak zachowywać, to jednak nie czułam się winna, bo chyba zrozumiałam jak Skye raz mi powiedziała, że Luke jest przystojny, utalentowany i w ogóle super. Serio. Powtarzanie mi tego po kilkanaście razy w czasie każdej przerwy i na połowie lekcji nie wniesie więcej do mojego życia. Gorzej było z Lexi, która ze swoim niezwykłym, wrodzonym taktem i nieśmiałością podpytywała mnie o mojego rodzonego brata, i szczerze, uwielbiam tę dwójkę, ale ile można rozmawiać z przyjaciółką o własnym bracie... Tym, co powodowało rosnące zainteresowanie Charliem u Lex było to, że mieli wieczorem iść na randkę i, mimo tego, że przecież widywali się u mnie w domu dosyć często, to teraz Lexi zyskała jakby nową świadomość istnienia mojego brata i wypytywała o różne dziwne rzeczy. W związku z tym spędziłam cały dzień z jednej strony słuchając westchnień Skye, a z drugiej rozmawiając z Lexi na temat Charliego. Teraz mój plan przestał wydawać mi się taki genialny. Głupio... Ale nie, chwilę... Nadal przez cały piątek nie spotkałam osoby, której wcale spotykać nie chciałam i w dodatku nikt nic o nim nie mówił. A teraz zaczyna się weekend, więc przynajmniej do poniedziałku nie będzie mnie wkurzał. Nie... mój plan był całkowicie idealny. Idealny.

Wieczór był troszkę chłodniejszy, ale nie przeszkodziło to zadowolonemu Charliemu opuścić dom z bananem na ustach. Po naszej ostatniej porannej rozmowie nie wywnętrzał się specjalnie przede mną, ale zebrało mu się na wywiad na temat Lexi, gdy wróciłam do domu po piątkowych lekcjach. Ja nie wiem co jest z nimi nie tak. Przecież znają się kupę czasu, a teraz zachowują się trochę tak, jakby właśnie się poznali. Zostałam więc wypytana co Lexi lubi, czego nie lubi, czy może jest na coś uczulona i tak dalej. Naprawdę powstrzymywałam się od uszczypliwych komentarzy... Przysięgam... Tylko czemu oni muszą moją cierpliwość na takie próby wystawiać? No czemu? Na szczęście wreszcie Chas sobie poszedł, a ja będąc już leciutko zirytowana powlekłam się do swojego pokoju. W domu panowała cisza, co oznaczało, że prawdopodobnie byłam sama. Dopiero odgłos kroków wyprowadził mnie z błędu.
- Co tam? Sama jesteś? - Max wetknął głowę do pokoju, a potem cały wpakował się do środka.
- Wreszcie mam święty spokój, a co? - Chłopak podszedł i opadł na moje łóżko.
- Wyczułem, że powinienem ci poprzeszkadzać, skoro nie ma tego kto inny zrobić. - Usta blondyna rozciągnęły się w leniwym, szerokim uśmiechu.
- Bardzo śmieszne... Czego chcesz? - Mruknęłam.
- No wiesz..? Czuję się urażony, ja ci tu przychodzę zaproponować miłe spędzenie czasu, moje niezwykłe towarzystwo, a ty – niewdzięczna. Nie to nie. Jack może poczekać.
- Co? Czekaj, jak to Jack? - Po lekkim uśmiechu było widać, że spodziewał się mojej reakcji na hasło „Jack”.
- Nie no... nie wiem... chciałaś mieć święty spokój, a ja go zakłócam, więc może już sobie pójdę...
- Nieeee.... Max, nie wkurzaj mnie na koniec tygodnia, tylko mów o co chodzi. - Warknęłam. Chłopak uśmiechnął się tylko szerzej i pokręcił głową.
- Jedziemy odwiedzić jutro Jacka, chcesz jechać? - Wreszcie jakiś miły akcent. Oczywiście, że na taką propozycję na moją twarz wpłynął zadowolony uśmiech i pokiwałam szybko głową.
- Dzwoniłeś do niego? Ma czas?
- Tak. Powiedział żebyśmy wpadali w trakcie weekendu, bo ma wtedy luźniej z pracą.
- Super. - Uśmiechnęłam się do Maxa, który przyglądał mi się przez moment w ciszy, aż wreszcie zapytał:
- To co tak cię dzisiaj męczyło? - Po krótkim wahaniu pomyślałam, że właściwie mogę mu powiedzieć, bo nie jest to taki sekret.
- Charlie, Lexi, Lexi, Charlie. Znowu gdzieś dzisiaj wyszli i coś im na mózgi padło, bo jakby przestali pamiętać, że znają się od dobrych paru lat. W szkole musiałam gadać z Lex na temat Charliego, a jak wróciłam to napadł mnie Chas i zaczął wypytywać o Lexi.
- Spokojnie, przejdzie im. Wiesz.... miłość jak widać ma problemy z pamięcią i logicznym myśleniem, więc... wiesz... musisz to chyba po prostu przeczekać. - Pokiwałam głową, a chłopak podniósł się z mojego łóżka. - No nic, zostawiam cię z twoim świętym spokojem. Pamiętaj, że jutro jedziemy do Jacka, ale nie rano, bo będę spać, więc... ty zresztą pewnie też, więc jak się zbierzemy, co będzie prawdopodobnie po południu to pojedziemy. - I jak się pojawił, tak zniknął. I wreszcie zostałam z moim świętym, upragnionym spokojem. Idealnie.

_______________________________________________________________________

tak wiem.
znowu go nie ma.
też mi trochę smutno.

1 komentarz:

  1. Gdzie jesteś Loczku mój? Przybądź tu, potrzebna nam twa pomoooc :-D
    Jestem taka szczesliwa i podekscytowana. Za 15 minut koncze prace i ciagle ktos cos ode mnie chce. Mendy jedne nie dadzą sie skupic.
    Tak sie zastanawiam Harrego porwali kosmici czy jak? Gdzie on sie podziewa?
    Fajna sprawa z Lexi i Charliem. Rozwija sie milosc, kwitnaca i pachnaca fiolkami hihi, sory jestem jeszcze troche wczorajsza.
    Rudzielcowi udało sie troche odetchnac pod koniec tygodnia, ale ja czuje ze na wycieczce bedzie sie dzialo, juz nie moge sie jej doczekac.
    Dobra lecę sie zbierac a potem zabieram sie za Ivy. Nie wiem czy wytrzymam jazde do domu. Czemu musialalam wybrać rower? Zabijcie mnie!
    Paaaaa! Do usłyszenia :-* :-* :-*

    OdpowiedzUsuń