poniedziałek, 5 października 2015

XXII

wiem, znowu nie ma usprawiedliwienia dla czasu, który musicie czekać...
no i od razu drugi smutny faktospoiler - nie, dzisiaj też go nie ma w rozdziale, wiem, że to do kitu, że nie dość, że robię miesiąc przerwy między rozdziałami to jeszcze gdzieś ciągle zapodziewam zielonookiego, ale kolejny rozdział będę pisać tak długi, żeby zdążył się pojawić! obiecuję!
no i będę się bardzo starać, żeby przerwy nie były większe niż dwa tygodnie. nie obiecuję co tydzień, bo przy trzech opowiadaniach, po prostu byłaby to pusta obietnica, jeśli uda mi się wcześniej to będzie wcześniej, ale solennie obiecuję co dwa tygodnie, za każdy tydzień spóźnienia dwie strony więcej! deal?

_________________________________________________________________________

Gdy udało mi się zwlec się rano z łóżka (rano jak rano... dla mnie dziesiąta to jest takie umiarkowanie wczesne rano, a dla mojej mamy pora przedobiadowa) i jeszcze ziewając pojawiłam się w kuchni, zastałam mamę krzątającą się przy garnkach. Pachniało całkiem dobrze, chociaż zapachy słodkie i słone mieszały się tworząc trochę dziwną mieszankę.
- Mamuś... nie jest trochę za wcześnie na obiad? Wiem, że wstajesz dużo wcześniej niż my, ale wciąż... minęła dziesiąta dopiero... - Zagadnęłam wstawiając wodę na herbatę. Nastawiłam też przy okazji ekspres do kawy, bo bez czegoś czarnego i mocnego moi bracia mają małe szanse się obudzić.
- Wiem, skarbie, ale słyszałam, że jedziecie do Jacka...
- Noo... tak...
- Pomyślałam, że zawieziecie mu jakiś normalny obiad... w ogóle tu nie wpada, mimo, że człowiek myślałby, że mieszka w tym samym mieście... namów go, żeby kiedyś nas tu odwiedził... - Ach... no tak... gdzie ja mam głowę... oczywiście, że mama nie pozwoliłaby nam jechać z pustymi rękami, więc prawdopodobnie dostaniemy do zawiezienia tygodniowy obiad dla Jacka. Wiem, że mama też już się za nim mocno stęskniła. Tak samo jak ja zresztą...
- Pewnie. Nie dam mu spokoju dopóki nie obieca, że tu wpadnie. - Posłałam mamie szeroki uśmiech.
- Może obudzisz tych swoich braci, co? Zanim kawa się zaparzy może uda im się powstawać z łóżek.
- Jasne. Skoro ja wstałam... - Zalałam sobie herbatę, żeby zdążyła trochę przestygnąć i wdrapałam się z powrotem na górę. - Max... Blake... wstawać! - Zawołałam wchodząc do pokoju bliźniaków. Odpowiedziały mi tylko stłumione pościelą jęki. - Chodźcie... zrobiłam wam kaaaawę... tak się dla was poświęcam...
- Młoda... pięć minut... - Odezwał się Blake zachrypniętym głosem, a zaraz po nim Max odchylił róg kołdry i spojrzał na mnie zmrużonymi oczami.
- Nie blefujesz z tą kawą? - Mruknął podejrzliwie.
- Nie.
- Przecież ty nie cierpisz kawy...
- Noo... Widzisz jak się poświęcam dla was... nooooo..... mieliśmy jechać do Jacka... wstawajcie...
- Ha.... to takie poświęcenie... wiedziałem, że bezinteresownie nic by dla nas nie zrobiła.... widzisz Maxie... tak się dla niej staramy, a ona nigdy tego nie doceni... - Mruknął Blake.
- Też was kocham. Ale jak kawa wam wystygnie to nie miejcie do mnie pretensji. - Powiedziałam wychodząc z ich pokoju i kierując się do Charliego. Właściwie dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że od wczorajszego wieczora go nie widziałam, bo był na randce z Lex.
- Chas... ej, Chas... jedziemy odwiedzić Jacka, chcesz zabrać się z nami? - Mówiłam, jednocześnie szturchając chłopaka w ramię.
- Myślę, że ma się dobrze, pozdrów go ode mnie i daj mi spać. - Mruknął w poduszkę.
- Jesteś pewien, że nie chcesz go odwiedzić?
- Tak.
- A jak z Lexi? Czekaj... a może ja jednak nie chcę tego słuchać... - Przypomniałam sobie wczorajsze wywiady obojga zainteresowanych i chęć poznania przebiegu spotkania trochę ode mnie odeszła. - Powiedz mi tylko czy odstawiłeś mi Lex całą i zdrową do jej domu.
- Jak widzisz nie ma jej jeszcze obok mnie, więc musi być w domu... czemu ty zadajesz takie głupie pytania? Myślisz, że zostawiłbym ją gdzieś w ciemnym zaułku daleko od domu w środku nocy? Serio? - Mimo, że mruczał ciągle w poduszkę, w jego głosie zabrzmiała nutka poirytowania. No, ale co ja na to poradzę, że Lex jest mi jak siostra, której nigdy nie miałam i dopóki któryś z tych idiotów nie postanowi poddać się operacji zmiany płci, nie będę mieć i no... martwię się o nią...
- Przepraszam... - Mruknęłam. - Trudno mi się przyzwyczaić, że szlaja się gdzieś beze mnie...
- Przecież się nią zaopiekuję, zaufaj mi...
- Nooo... niech ci będzie... ale pamiętaj, że cię obserwuję... - Westchnęłam i podniosłam się z jego łóżka. - Czyli nas olewasz?
- To nie tak... po prostu jestem już zajęty...
- Zajęty tak sobie czy zajęty z Lex?
- Przerażasz mnie... serio... - Powiedział odwracając się do mnie, ale zaraz westchnął i mruknął. - ...tak, tak... z Lexi... - Uśmiechnął się lekko mówiąc imię dziewczyny.
- Ugh... Okej... ale znasz moje oczekiwania. - Obróciłam się i dopiero gdy zamknęłam drzwi jego pokoju pozwoliłam sobie na uśmiech... żeby nie miał satysfakcji... czy coś... Bo ja na serio się cieszę. Poza tym, że trochę mnie wkurzają, ale to tylko chwilami, jestem jak najbardziej team Chexi. I wcale nie uważam, mimo moich pytań, że Charlie potraktowałby jakoś niewłaściwie moją przyjaciółkę, oczywiście pytam go o to, bo wiem, że to go wkurza, ale nie oddałabym jej w nieodpowiednie ręce... Naprawdę cieszy mnie to, że się spotykają i jak widać dobrze się ze sobą czują, skoro umówili się kolejny raz. Fajnie...

 
Dobra... minęła dwunasta zanim wpakowaliśmy się w trójkę do auta, ale to wszystko przez nich... Nikt mi nie wmówi, że grzebanie się to tylko cecha dziewczyn. Tak dzielnie znoszony przeze mnie swąd kawy, którego naprawdę szczerze nie cierpię, na nic się zdał, ponieważ kawa i tak zdążyła ostygnąć i potem półprzytomni Max i Blake próbowali ją jakoś dziwacznie podgrzewać, aż wpadli na pomysł, żeby zaparzyć świeżą. Ale ten cały proces myślowy i wcielanie go w życie zabrało jakoś strasznie dużo czasu... Potem poszło trochę sprawniej i wreszcie wyjechaliśmy. Zaopatrzeni w górę pieczonego mięsa, trochę zupy w słoikach i wielką blachę szarlotki jechaliśmy jakieś czterdzieści minut, aż Blake zatrzymał auto pod jednym z szarych bloków, gdzie wypakowaliśmy się i podeszliśmy do domofonu, szukając numeru 10.
- Tak?
- Co się głupio pytasz? W sobotę poczta nie chodzi, więc rusz dupę i otwórz. - Czuję, że mamy złośliwość w genach... Po tych jakże miłych słowach Maxa usłyszeliśmy ciche bzyczenie oznajmujące, że możemy wejść do środka. Wdrapaliśmy się na czwarte piętro i wreszcie zobaczyłam tę zarośniętą, ale strasznie przystojną twarz...
- Jaaaack... - Ej, nasze przywitanie wyglądało jak w jakimś badziewnym filmie... Naprawdę... wiecie, mam na myśli takie sceny, gdy dziewczyna krzyczy imię chłopaka i biegnie do niego, a on czeka na nią z rozłożonymi ramionami, w które ona wpada i wirują śmiejąc się jak głupi. Tak. Właśnie o taką scenę mi chodziło... Brakowało nam tylko zwolnionego tempa, muzyki w tle i płatków kwiatów spadających z nieba... Ale co ja poradzę? W końcu to mój najukochańszy, najstarszy i najcudowniejszy braciszek, którego w przeciwieństwie do reszty rodzeństwa, nigdy, ale to nigdy nie nazwałam nawet w myślach idiotą. No, tak przynajmniej mi się wydaje...
- Dlaczego ona kocha ciebie bardziej niż nas? - Zza moich pleców odezwał się Max.
- Kocham cię Maxie tak samo, wyprowadź się, to zobaczysz. - Uśmiechnęłam się odwracając do niego głowę, ale wciąż nie odczepiłam się od Jacka.
- Wiedziałem, że chcesz się mnie pozbyć...
- No coś ty... chcę mieć powód do tęsknienia za tobą...
Po chwili chłopak postawił mnie na ziemi i podał rękę bliźniakom.
- Nie zgadniesz... mamy dla ciebie tygodniowe zaopatrzenie... wiesz... domowe obiadki zamiast pizzy i chińszczyzny. - Blake uśmiechnął się wpychając Jackowi pudło wypełnione słoikami, a zaraz po nim Max dołożył na górę blachę z ciastem.
- Właśnie, matula się stęskniła i postanowiła zrobić dzisiaj obiad tobie zamiast nam śniadanie.
- Dzięki. Wiecie, powiem wam, że docenicie domowe jedzenie jak się wyprowadzicie, a jeszcze bardziej osobę, która je robi i podstawia wam pod nos... - Obrócił się i zniknął w pierwszych drzwiach po lewej, gdzie znajdowała się niewielka kuchnia. Generalnie jego mieszkanie nie było duże, taka trochę większa kawalerka. Rozejrzałam się stwierdzając, że dużo się tu nie zmieniło od mojej ostatniej wizyty, która swoją drogą była już kawał czasu temu. Panował tu o dziwo umiarkowany porządek, ale myślę, że wynikał on raczej z tego, że mieszkanie urządzone było po męsku i dosyć minimalistycznie. Zawsze brakowało mi tu tej sterty drobiazgów...
- Jackie... przyjedź czasem nas odwiedzić... mama się stęskniła, JA się stęskniłam... oni też, chociaż ich mroczne serca nie pozwolą im tego przyznać. - Wskazałam głową na bliźniaków. Jack uśmiechnął się zarzucając mi ramię na barki i poprowadził do pokoju naprzeciw kuchni.
- Jak będę miał luźniej w pracy to przyjadę. Obiecuję. A jak tam liceum? Znowu pod obserwacją, co? - Mruknął cicho. Matko, dlaczego nie urodziłaś czterech Jacków? Niby facet, a domyślny bardziej niż kobieta. Powiem szczerze, mam dobry kontakt z braćmi, nawet pomimo tych drobnych złośliwości (ale jak tu przeciwstawiać się naturze i genom?), ale moje relacje z Jackiem to coś zupełnie innego. Pomimo różnicy wieku, zawsze miał do mnie super podejście. Rozmawiał ze mną. Był czymś pomiędzy bratem, ojcem i kumplem. To jemu zwierzałam się, gdy było mi smutno, a nie miałam Lex w pobliżu. Zakładam, że niekoniecznie chciało mu się tego słuchać, ale nigdy nie dał mi tego odczuć, a ja starałam się nie nadużywać jego cierpliwości i przychodziłam, kiedy naprawdę musiałam się wyżalić. To on wiedział, że było mi przykro, gdy bracia nastraszyli w szkole Chace'a, który więcej ze mną nie rozmawiał. To on pocieszał mnie, że jak znajdzie się chłopak, który będzie mnie wart, nie wystraszy się ani ich ani nikogo innego. Bo przecież nie chodzi o to, żeby mieć setkę znajomych tylko jednego prawdziwego przyjaciela, i nie potrzeba setki związków, żeby nauczyć się kochać, wystarczy ten jeden, który sprawi, że świat oszaleje.
- Taaa... Ale przynajmniej szkoła jest większa, więc łatwiej jest wtopić się w tłum. Fajnie, mam Lexi i Skye w klasie więc jest w porządku.
- Słyszałeś najnowsze ploty?! - Przerwał mi Max, rzucając się na fotel naprzeciw kanapy, na której siedziałam z Jackiem. - Charlie wyrwał Lexi. Uwierzyłbyś?
- Naprawdę? A ty jak się z tym czujesz? - Zapytał zdziwiony patrząc na mnie.
- To dzięki mnie. Już nie mogłam znieść jak patrzą na siebie tymi maślanymi oczami, więc sama zmotywowałam Charliego do działania. I proszę! Dlatego olał nasze rodzinne spotkanie... Znowu mieli gdzieś wyjść.
- Może powinnaś znaleźć jeszcze im dziewczyny, co? - Mrugnął do mnie kiwając głową w stronę bliźniaków.
- Myślisz, że miałabym wreszcie spokój? - Uśmiechnęłam się.
- Nie, przyłaziliby się pytać gdzie je zabrać, co kupić, dać kwiaty czy czekoladki, o co się obraziły i tak dalej... - Powiedział, a potem nachylił się i mruknął cicho: - Ale w szkole musieliby ich pilnować, więc nie mogliby się tak koncentrować na tobie. - Uśmiechnął się. Jak on dobrze wie, co mnie trapi... Brakuje mi Jacka... niby wyprowadził się już ze dwa lata temu, ale ciągle nie mogę się do tego przyzwyczaić. Przesiedziałam dobre kilka godzin pomiędzy nim a Blake'iem, zjedliśmy połowę ciasta zapijając je herbatą i cały czas rozmawialiśmy. O naszej szkole, o pracy Jacka, o tym, że ma na oku dziewczynę, którą swoją drogą muszę poznać jakby ich znajomość miała się przerodzić w coś poważniejszego, no bo przecież nie oddam brata jakiejś... no... nieodpowiedniej dziewczynie... a potem zeszliśmy na tematy zupełnie nieznaczące, ale chyba potrzebne w każdej rozmowie i w końcu ociągając się (ja najbardziej oczywiście) zebraliśmy się. Na odchodnym kazałam Jackowi jeszcze kilka razy obiecać, że wpadnie do nas, dopóki nie zostałam brutalnie pociągnięta do wyjścia przez Blake'a. Oczywiście, gdy wróciliśmy do domu musieliśmy zdać mamie dokładną relację, czy z jej najstarszym synem wszystko w porządku, czy dobrze się odżywia, czy nie wygląda na zmęczonego i tak dalej... Ale poszłam spać zadowolona. Upewniłam się, że u Jacka wszystko dobrze, że jest szczęśliwy, bo robi coś do czego zawsze miał smykałkę. Od kiedy pamiętam był złotą rączką, a to w połączeniu z jego zainteresowaniem pojazdami czyniło go niesamowitym mechanikiem. Zawsze, gdy coś działo się z samochodem, wołany był Jack i problem nagle się rozwiązywał. Czasem zastanawiałam się, czy na pewno dobrze wybrał. Mama długo przekonywała go, żeby poszedł na studia, ale on był taki pewny, co chce robić. Powiedział, że potrzebna mu praktyka a nie sucha teoria i woli za pół darmo robić w warsztacie i to go nauczy wszystkiego, czego mu potrzeba. I chyba miał rację... Od jakiegoś czasu był pełnoetatowym pracownikiem mającym stałych klientów. Był uśmiechnięty. Był szczęśliwy. Chyba brakowało mu tylko jednego... Mam nadzieję, że dziewczyna, o której mówił jest jego warta, bo jak nie, to...

4 komentarze:

  1. Och jacy Ci klienci dzisiaj upierdliwi. Tak jakby byl Poniedziałek...
    Uwielbiam rudzielca i relacje jakie łączą ja z braćmi. Przypomina mi to moją. Też mam starszych braci i nie ważne jak bardzo są denerwujacy to i tak ich kocham. Bardzo ładnie obrałaś to w słowa.
    Tak, tak, tak brakuje mi zielonookiego.
    Ale trzymam Cie za słowo i czekam :)
    Ciesze sie, ze poznalismy Jacka. Juz wiem, ze z niego fajny chlopak. Zreszta tak samo jak z pozostalych, ale Charlie to mogl go odwiedzic, menda jedna :D
    Ach no i walowka od mamusi Najlepsza. Cos o tym wiem! Haha
    Deal. Umowa stoi, mi pasuje jak najbardziej :)
    Buziaaaaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Och jacy Ci klienci dzisiaj upierdliwi. Tak jakby byl Poniedziałek...
    Uwielbiam rudzielca i relacje jakie łączą ja z braćmi. Przypomina mi to moją. Też mam starszych braci i nie ważne jak bardzo są denerwujacy to i tak ich kocham. Bardzo ładnie obrałaś to w słowa.
    Tak, tak, tak brakuje mi zielonookiego.
    Ale trzymam Cie za słowo i czekam :)
    Ciesze sie, ze poznalismy Jacka. Juz wiem, ze z niego fajny chlopak. Zreszta tak samo jak z pozostalych, ale Charlie to mogl go odwiedzic, menda jedna :D
    Ach no i walowka od mamusi Najlepsza. Cos o tym wiem! Haha
    Deal. Umowa stoi, mi pasuje jak najbardziej :)
    Buziaaaaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, w ciągu godziny przeczytałam wszystko i chcę jeszcze. Chcę Harry'ego i wycieczkę. Genialny blog :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj Kochana, będziesz musiała napisać dużo stron :-D

    OdpowiedzUsuń