***
- Ivory!
Chodź, upnę ci włosy.... Skarbie, czy ty dalej śpisz? - głos
mamy doszedł do mojej zaspanej świadomości.
- Yhmyy
– wymruczałam i nakryłam głowę kołdrą.
- Kochanie,
nie zdążysz się przygotować. - Czyżbym usłyszała zmartwienie
w jej głosie? Oczywiście! Ale moja mama nie wiedziała, że
spokojnie wystarczy mi pół godziny na szybki prysznic, ubranie się
i zebranie do wyjścia, bo wcale nie zamierzałam spędzać pół
godziny na czesaniu się, a tym bardziej malowaniu. A to oznaczało,
że mogę sobie spokojnie poleżeć w łóżku jeszcze jakieś
dwadzieścia minut i nie zmierzam z tego zrezygnować.
- Ivory!
Trzeba wstawać!
- Mamooo...
Sen jest dobry dla urody... - Kto mieczem wojuje... Dobrze jest mieć
pod ręką jej własne argumenty. - Poza tym wkładam twoją
sukienkę i buty, więc włosy i twarz pozostają moje własne.
- Ale
żabko ty moja.. - zaczęła, zanim ktoś chamsko jej nie przerwał.
- Żabko,
żabeczkooo... daj mi swoje udeczkooo... - usłyszałam śpiew Maxa
i po chwili coś mnie przydusiło.
- Max!
Złaź ze mnie. Jesteś ciężki! - po chwili szarpaniny, a raczej
moich prób wyrwania się bratu, chłopak podniósł mnie ciągle
zaplątaną w kołdrę, zarzucił sobie na ramię i wyniósł z
mojego pokoju. Po chwili stałam już na własnych nogach w pokoju
Maxa i Blake'a, który też jeszcze zalegał w swoim łóżku.
Wyplątałam się z pościeli, która spadła na podłogę i
zaspanym ciągle wzrokiem spojrzałam na Maxa. Stał naprzeciw mnie
i trzymał dwa cienkie czarne krawaty, które wyglądały dokładnie
identycznie.
- Który
lepiej? Ten czy ten? Bo wiesz, nie mogę się zdecydować... -
zapytał z poważną miną.
- Max...
one są identyczne... - powiedziałam podchodząc do jego łóżka i
nakryłam się jego kołdrą.
- Więc
rozumiesz mój dylemat! Jakby były różne to na pewno któryś by
mi się bardziej podobał.
- Weź
ten z lewej, a ten z prawej daj Blake'owi... - powiedziałam spod
kołdry uśmiechając się lekko, bo wiedziałam, że Max stara się
uratować mnie przed mamą i odstresować przed rozpoczęciem roku
szkolnego.
- Ale
na pewno? Bo wiesz...
- Na
pewno! - zaśmiałam się. Wychyliłam głowę spod kołdry, żeby
zerknąć na zegar. 8:18... Jeszcze dziesięć minut w ciepłym
łóżku!
***
Zgodnie
z obietnicą chwilę po 9 do drzwi zapukała Lexi, dzięki czemu
miałam szansę uciec przed niepocieszonym wzrokiem mojej mamy, która
czyhała na mnie z grzebieniem i lokówką. Nie była to
spektakularna ucieczka, ale nie spodziewajcie się za wiele po
dziewczynie, która nosi obcasy tylko od święta. Ta para nie była
na szczęście specjalnie wysoka, więc zdecydowałyśmy się na
spacer. Po parunastu minutach stanęłyśmy przed drzwiami domu Skye
i zadzwoniłyśmy. Po zaledwie krótkiej chwili usłyszałyśmy
odgłos kroków i szczęk przekręcanego zamka. Przed nami stanęła
niska uśmiechnięta kobieta, która poza ciepłymi brązowymi
tęczówkami, w ogóle nie przypominała swojej córki. Skye była
bardzo podobna do swojego ojca. Tylko oczy miała po mamie.
- Dzień dobry,
dziewczyny. Skye jest już prawie gotowa. Wiecie jak to z nią jest,
zbiera ostatnie manele. Jak tam? Zdenerwowane pierwszym dniem w nowej
szkole?
- Dzień dobry pani
Wells. - zaszczebiotałyśmy chórkiem.
- Małe nerwy są,
to prawda. Ale jesteśmy dobrej myśli. - odpowiedziała Lexi
uśmiechając się.
- Dopóki jesteśmy
w jednej klasie to wszystko jest fajnie. No i moi bracia, wie pani...
Jak zwykle będą czuwać.
- No tak, to
porządni chłopcy.
- Jestem! - Dobiegło
nas wołanie z głębi korytarza. Po chwili za drobną postacią pani
Wells pojawiła się Skye. - Możemy iść? - Pokiwałyśmy głowami
i uśmiechnęłyśmy się. Ta nagła gotowość wynikała
prawdopodobnie z tego, że Skye bała się w jakim kierunku potoczy
się ta rozmowa, bo mama dziewczyny miała tendencje do opowiadania
żenujących historii o Skye szczególnie w jej młodszych latach. -
Pa, mamo.
- Do widzenia pani
Wells.
- Do zobaczenia
dziewczynki. Bawcie się dobrze.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz