środa, 10 września 2014

VII

Kolejne dni pierwszego tygodnia szkoły mijały dosyć spokojnie. Codziennie chodziłyśmy w trójkę do liceum, chyba, że przyłączali się do nas moi bracia, gdy zdarzało się, że mieli na tą samą godzinę. Nauczyciele, jak to zwykle bywa, podzielili się na tych fajnych i tych, którzy raczej nie powinni parać się tą profesją. Na szczęście, jak na razie, skupiliśmy się na omawianiu zakresu zajęć i wymagań z poszczególnych przedmiotów. Oliver i jego znajomi migali mi czasem gdzieś na korytarzach, albo za szkołą, ale na szczęście udawało się nam znikać na tyle szybko, że nawet nie zdążali do nas podejść. Czułam za to, że nas obserwowali. Pewnie zastanawiają się, jak można mieć takich walniętych braci jak ja. Nie mówię, że uważam moje rodzeństwo za bandę idiotów, tylko wydaje mi się, że tak to wygląda z zewnątrz. Niestety, ale nadal nie udało mi się wyciągnąć informacji z żadnego z chłopaków, o co chodzi z tym negatywnym nastawieniem do Olivera i jego znajomych. No, bo w końcu chyba coś jest na rzeczy... Jak na pierwszy dzień i zwykłe oprowadzanie po szkole, reakcja Charliego była przesadzona... No chyba, że to mi coś w mózgu szwankuje.
Przyszedł czwartek, a wraz z nim wf. Nie żebym miała coś do ogólnie pojętej aktywności fizycznej, ale gry zespołowe i szkolne prysznice to raczej nie moja bajka. Razem ze Skye i Lexi szłyśmy właśnie w stronę boiska. Nauczycielka wf-u, pani Morgan, pokazała nam szatnie dla dziewczyn na samym początku naszej ostatniej, na szczęście, lekcji w tym dniu, i zostawiła nas żebyśmy mogły się przebrać, mówiąc na odchodnym, jak mamy wyjść na boisko zewnętrzne. Szkoła ma właściwie również krytą salę, ale dopóki nie zrobi się zimno i nie zacznie padać mamy korzystać z terenu na świeżym powietrzu. Razem z jedenastoma pozostałymi dziewczynami z naszej klasy opuściłyśmy szatnię i wydostałyśmy się na zewnątrz. Boisko i bieżnia, jak również mniejsze boisko do siatkówki, otoczone były trybunami. Muszę przyznać, że jest to całkiem nieźle zaplanowane miejsce. Po tym jak zebrałyśmy się wokół pani Morgan i sprawdziła ona listę obecności, zaczęłyśmy krótką rozgrzewkę. W związku z tym, że jest nas trochę mało, a akurat nie dzielimy wf-u z żadną inną klasą, ku mojej uldze, dowiedziałyśmy się, że w tym semestrze będziemy skupiać się raczej na różnych sportach lekkoatletycznych, może przeplatanych od czasu do czasu jakimś meczem siatkówki na małym boisku. Tak! Kocham panią, pani Morgan i tego kto odpowiada za nasz plan! Miałyśmy zacząć od biegania. W ramach przystosowania mięśni po „nieróbstwie wakacyjnym”(bo według nauczycieli, my uczniowie oczywiście, gdy tylko mamy wolne od razu wsiąkamy w rzeczywistość wirtualną przed telewizorem lub komputerem, i jedyny ruch jakiego się podejmujemy, to ruch palców po klawiaturze, albo wleczenie tyłka do kuchni po przekąski), dostałyśmy za zadanie przebiec w miarę naszych sił kilka okrążeń wokół boiska. Trochę się zastanawiałam jak moje mięśnie przyjmą taki nagły wysiłek, ale zrobiłyśmy pierwsze kółko - było ok. Zaczęłyśmy drugie, gdy nagle usłyszałyśmy przeciągły gwizd. Chwilę zajęło mi odnalezienie źródła wysokiego dźwięku.
- Iv... patrz na trybuny. - usłyszałam koło ucha głos Lexi, dokładnie w momencie gdy sama zobaczyłam co się dzieje. Na trybunach, pod którymi właśnie przebiegałyśmy siedzieli rozwaleni brunet, lokaty szatyn i jeszcze jakiś blondyn. Dwóch pierwszych, niestety od razu rozpoznałam, bo byli to ci sami, których spotkałyśmy w parku. Siedzieli na środku trybun, rozparci na jednej z drewnianych ławek, których rzędy rozciągnięte były na całej szerokości podwyższenia. Gdy tylko złapali nasze spojrzenia wyszczerzyli się. 
 - Dawaj Davis! - zawołał brunet. 
 - Biegnij kocie, biegnij! - zawył szatyn. 
Czemu ja? Czemu mi się to dzieje?.. Czy nie mogłam pozostać niezauważona przez te trzy lata i przeżyć je w spokoju?... Chwilę! Już wiem dlaczego! W końcu nie ja jedna w tej szkole noszę to nazwisko. W końcu kto ze starszych uczniów wiedziałby jak się nazywam, gdyby nie moi bracia? Nikt. Wiedziałam, że to niezwykle „przyjemne” powitanie jakie zafundował mi Charlie odbije się jeszcze na mnie. Oj, powiem im w domu co o tym myślę!

Jeśli komuś się wydaje, że doping podczas uprawiania sportu wszystkich świetnie motywuje, to się grubo myli... Na szczęście po jakimś czasie wrzaski tych idiotów zaczęły działać na nerwy nauczycielce, która kazała im się zamknąć albo opuścić teren szkoły, jeśli nie mają lekcji. Już miałam nadzieję, że im się znudziło i sobie pójdą, ale zostali. Na szczęście jednak się uciszyli. Gdy minęła ta nieszczęsna lekcja mogłyśmy w końcu udać się do szatni i wydostać z tego strasznego miejsca.
- Hej, kocie, może pomóc ci z prysznicem? - usłyszałam za plecami ten bezczelny głos z chrypą. Ivory, ignoruj go. Nie odwracaj się do niego. Nie mów do niego. Nie patrz na niego. - Ty chyba mnie nie ignorujesz? - zapytał z mieszaniną rozbawienia i zniecierpliwienia w głosie. Dokładnie to robię skarbie. Moje plecy mówią ci żegnaj. Pogratulowałam sobie w myślach i mentalnie poklepałam po plecach, za to, że nie dałam się mu sprowokować. Do czasu... Mocny uścisk na ramieniu trochę powyżej mojego łokcia gwałtownie mnie zatrzymał i spowodował obrót o 180 stopni w stronę pewnego idioty. Przez parę sekund wpatrywałam się w chłopaka z wysoko uniesionymi brwiami i szeroko otwartymi oczami, ale bardzo szybko zdziwienie przerodziło się w swego rodzaju irytację. Zmarszczyłam brwi, starając się spojrzeć na niego chociaż trochę groźnie, i skrzyżowałam ręce na piersiach. - Przyjmuję milczenie za „tak”, więc chodź ze mną, lepiej się czuję w męskiej łazience. - powiedział z podłym uśmiechem, zaczynając ciągnąć mnie w stronę wejścia do szatni dla chłopaków. Moja bojowa mina momentalnie zrzedła. 
 - Zostaw mnie w spokoju idioto. 
 - Dziękuję, teraz, gdy się do mnie odzywasz, czuję się o wiele lepiej. 
 - Puść mnie! Nie chcę z tobą nigdzie iść... - mówiłam marudnym tonem. Szatyn zwolnił kroku, a potem się zatrzymał. Coś mi mówi, że tak pracuje jego mózg. Najpierw zwalnia, a potem się wyłącza. I tak przy każdej próbie użycia. 
 - Wiesz, kocie, ja tylko chciałem z tobą pogadać, ale nie ułatwiasz mi tego. 
 - Dzięki ci stwórco, że nie jestem uważana za łatwą. - teatralnie wzniosłam oczy ku górze. 
 - I po co mi to było? - mruknął poirytowany chłopak, przewracając oczami. 
 - To o czym chciałeś porozmawiać? - zrobiłam najsłodszą minę na jaką mnie było stać. 
 - Kurwa. Mać. Jak długo jesteś w stanie wkurzać człowieka? 
 - Długo. Mam lata praktyki za sobą. Wkurzałam już lekarza w czasie porodu. Tak długo buntowałam się przeciwko oczekiwaniom tych wszystkich ludzi, żebym zaczęła oddychać, że w końcu dostałam w tyłek. 
 - Nie dziwie mu się, chętnie zrobiłbym to samo. - Ugh! Niedobrze! Na jego twarz znowu wpłynął ten uśmieszek. Weszliśmy na złe tematy. - A wracając do twojego pytania, chciałem porozmawiać o nas... 
 - O jakich nas? Masz chyba na myśli jakieś swoje fantazje. - Chłopak oblizał wargi i uśmiechnął się pokazując dołeczki. 
 - Taaa... Tylko ty w moich fantazjach tak nie pyskowałaś, bo miałaś... zajęte usta... - znowu oblizał wargi. - ... a jak się już odzywałaś to były to słodkie jęki albo moje imię. - powiedział niskim, cichym głosem. Chyba mnie zamurowało. Czy on właśnie chciał powiedzieć, że miał ze mną... Nie! Stop! 
 - Wiesz, niekoniecznie chcę tego słuchać. Jak chcesz się komuś pozwierzać ze swoich problemów to znajdź psychologa, Freud na pewno miałby coś ciekawego do powiedzenia na temat twoich... fantazji. A teraz wybacz, ale chyba wezmę prysznic w domu. - wyminęłam szybko chłopaka i korzystając z rozgrzanych mięśni poleciałam do szatni przebrać się i zabrać rzeczy. 
 - Wiem, że nie chcesz słuchać, tak naprawdę wolałabyś to poczuć na własnej, spoconej skórze! - usłyszałam jego zadowolony krzyk. Nie odwróciłam się tylko podniosłam wysoko rękę i wystawiłam w jego stronę środkowy palec.

________________________________________________________

now comment, please?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz