Kolejne
dni pierwszego tygodnia szkoły mijały dosyć spokojnie. Codziennie
chodziłyśmy w trójkę do liceum, chyba, że przyłączali się do
nas moi bracia, gdy zdarzało się, że mieli na tą samą godzinę.
Nauczyciele, jak to zwykle bywa, podzielili się na tych fajnych i
tych, którzy raczej nie powinni parać się tą profesją. Na
szczęście, jak na razie, skupiliśmy się na omawianiu zakresu
zajęć i wymagań z poszczególnych przedmiotów. Oliver i jego
znajomi migali mi czasem gdzieś na korytarzach, albo za szkołą,
ale na szczęście udawało się nam znikać na tyle szybko, że
nawet nie zdążali do nas podejść. Czułam za to, że nas
obserwowali. Pewnie zastanawiają się, jak można mieć takich
walniętych braci jak ja. Nie mówię, że uważam moje rodzeństwo
za bandę idiotów, tylko wydaje mi się, że tak to wygląda z
zewnątrz. Niestety, ale nadal nie udało mi się wyciągnąć
informacji z żadnego z chłopaków, o co chodzi z tym negatywnym
nastawieniem do Olivera i jego znajomych. No, bo w końcu chyba coś
jest na rzeczy... Jak na pierwszy dzień i zwykłe oprowadzanie po
szkole, reakcja Charliego była przesadzona... No chyba, że to mi
coś w mózgu szwankuje.
Przyszedł
czwartek, a wraz z nim wf. Nie żebym miała coś do ogólnie pojętej
aktywności fizycznej, ale gry zespołowe i szkolne prysznice to
raczej nie moja bajka. Razem ze Skye i Lexi szłyśmy właśnie w
stronę boiska. Nauczycielka wf-u, pani Morgan, pokazała nam
szatnie dla dziewczyn na samym początku naszej ostatniej, na
szczęście, lekcji w tym dniu, i zostawiła nas żebyśmy mogły się
przebrać, mówiąc na odchodnym, jak mamy wyjść na boisko
zewnętrzne. Szkoła ma właściwie również krytą salę, ale
dopóki nie zrobi się zimno i nie zacznie padać mamy korzystać z
terenu na świeżym powietrzu. Razem z jedenastoma pozostałymi
dziewczynami z naszej klasy opuściłyśmy szatnię i wydostałyśmy
się na zewnątrz. Boisko i bieżnia, jak również mniejsze boisko
do siatkówki, otoczone były trybunami. Muszę przyznać, że jest
to całkiem nieźle zaplanowane miejsce. Po tym jak zebrałyśmy się
wokół pani Morgan i sprawdziła ona listę obecności,
zaczęłyśmy krótką rozgrzewkę. W związku z tym, że jest nas
trochę mało, a akurat nie dzielimy wf-u z żadną inną klasą, ku
mojej uldze, dowiedziałyśmy się, że w tym semestrze będziemy
skupiać się raczej na różnych sportach lekkoatletycznych, może
przeplatanych od czasu do czasu jakimś meczem siatkówki na małym
boisku. Tak! Kocham panią, pani Morgan i tego kto odpowiada za
nasz plan! Miałyśmy zacząć od biegania. W ramach przystosowania
mięśni po „nieróbstwie wakacyjnym”(bo według nauczycieli,
my uczniowie oczywiście, gdy tylko mamy wolne od razu wsiąkamy w
rzeczywistość wirtualną przed telewizorem lub komputerem, i jedyny
ruch jakiego się podejmujemy, to ruch palców po klawiaturze,
albo wleczenie tyłka do kuchni po przekąski), dostałyśmy za
zadanie przebiec w miarę naszych sił kilka okrążeń wokół
boiska. Trochę się zastanawiałam jak moje mięśnie przyjmą taki
nagły wysiłek, ale zrobiłyśmy pierwsze kółko - było ok.
Zaczęłyśmy drugie, gdy nagle usłyszałyśmy przeciągły gwizd.
Chwilę zajęło mi odnalezienie źródła wysokiego dźwięku.
- Iv...
patrz na trybuny. - usłyszałam koło ucha głos Lexi, dokładnie w
momencie gdy sama zobaczyłam co się dzieje. Na trybunach, pod
którymi właśnie przebiegałyśmy siedzieli rozwaleni brunet,
lokaty szatyn i jeszcze jakiś blondyn. Dwóch pierwszych, niestety
od razu rozpoznałam, bo byli to ci sami, których spotkałyśmy w
parku. Siedzieli na środku trybun, rozparci na jednej z drewnianych
ławek, których rzędy rozciągnięte były na całej szerokości
podwyższenia. Gdy tylko złapali nasze spojrzenia wyszczerzyli
się.
- Dawaj
Davis! - zawołał brunet.
- Biegnij
kocie, biegnij! - zawył szatyn.
Czemu ja? Czemu mi się to
dzieje?.. Czy nie mogłam pozostać niezauważona przez te trzy lata
i przeżyć je w spokoju?... Chwilę! Już wiem dlaczego! W końcu
nie ja jedna w tej szkole noszę to nazwisko. W końcu kto ze
starszych uczniów wiedziałby jak się nazywam, gdyby nie moi
bracia? Nikt. Wiedziałam, że to niezwykle „przyjemne”
powitanie jakie zafundował mi Charlie odbije się jeszcze na mnie.
Oj, powiem im w domu co o tym myślę!
Jeśli
komuś się wydaje, że doping podczas uprawiania sportu wszystkich
świetnie motywuje, to się grubo myli... Na szczęście po jakimś
czasie wrzaski tych idiotów zaczęły działać na nerwy
nauczycielce, która kazała im się zamknąć albo opuścić teren
szkoły, jeśli nie mają lekcji. Już miałam nadzieję, że im się
znudziło i sobie pójdą, ale zostali. Na szczęście jednak
się uciszyli. Gdy minęła ta nieszczęsna lekcja mogłyśmy w końcu
udać się do szatni i wydostać z tego strasznego miejsca.
- Hej,
kocie, może pomóc ci z prysznicem? - usłyszałam za plecami ten bezczelny głos z
chrypą. Ivory, ignoruj go. Nie odwracaj się do niego. Nie mów do
niego. Nie patrz na niego. - Ty chyba mnie nie ignorujesz? - zapytał
z mieszaniną rozbawienia i zniecierpliwienia w głosie. Dokładnie
to robię skarbie. Moje plecy mówią ci żegnaj. Pogratulowałam sobie w myślach i mentalnie
poklepałam po plecach, za to, że nie dałam się mu sprowokować.
Do czasu... Mocny uścisk na ramieniu trochę powyżej mojego łokcia
gwałtownie mnie zatrzymał i spowodował obrót o 180 stopni w
stronę pewnego idioty. Przez parę sekund wpatrywałam się w
chłopaka z wysoko uniesionymi brwiami i szeroko otwartymi oczami,
ale bardzo szybko zdziwienie przerodziło się w swego rodzaju
irytację. Zmarszczyłam brwi, starając się spojrzeć na niego
chociaż trochę groźnie, i skrzyżowałam ręce na piersiach. -
Przyjmuję milczenie za „tak”, więc chodź ze mną, lepiej się
czuję w męskiej łazience. - powiedział z podłym uśmiechem,
zaczynając ciągnąć mnie w stronę wejścia do szatni dla
chłopaków. Moja bojowa mina momentalnie zrzedła.
- Zostaw
mnie w spokoju idioto.
- Dziękuję,
teraz, gdy się do mnie odzywasz, czuję się o wiele lepiej.
- Puść
mnie! Nie chcę z tobą nigdzie iść... - mówiłam marudnym tonem.
Szatyn zwolnił kroku, a potem się zatrzymał. Coś mi mówi, że
tak pracuje jego mózg. Najpierw zwalnia, a potem się wyłącza. I
tak przy każdej próbie użycia.
- Wiesz,
kocie, ja tylko chciałem z tobą pogadać, ale nie ułatwiasz mi
tego.
- Dzięki
ci stwórco, że nie jestem uważana za łatwą. - teatralnie
wzniosłam oczy ku górze.
- I
po co mi to było? - mruknął poirytowany chłopak, przewracając
oczami.
- To
o czym chciałeś porozmawiać? - zrobiłam najsłodszą minę na
jaką mnie było stać.
- Kurwa.
Mać. Jak długo jesteś w stanie wkurzać człowieka?
- Długo.
Mam lata praktyki za sobą. Wkurzałam już lekarza w czasie porodu. Tak długo buntowałam się przeciwko oczekiwaniom tych wszystkich
ludzi, żebym zaczęła oddychać, że w końcu dostałam w tyłek.
- Nie
dziwie mu się, chętnie zrobiłbym to samo. - Ugh! Niedobrze! Na
jego twarz znowu wpłynął ten uśmieszek. Weszliśmy na złe
tematy. - A wracając do twojego pytania, chciałem porozmawiać o
nas...
- O
jakich nas? Masz chyba na myśli jakieś swoje fantazje. - Chłopak
oblizał wargi i uśmiechnął się pokazując dołeczki.
- Taaa...
Tylko ty w moich fantazjach tak nie pyskowałaś, bo miałaś...
zajęte usta... - znowu oblizał wargi. - ... a jak się już
odzywałaś to były to słodkie jęki albo moje imię. - powiedział
niskim, cichym głosem. Chyba mnie zamurowało. Czy on właśnie
chciał powiedzieć, że miał ze mną... Nie! Stop!
- Wiesz,
niekoniecznie chcę tego słuchać. Jak chcesz się komuś
pozwierzać ze swoich problemów to znajdź psychologa, Freud na
pewno miałby coś ciekawego do powiedzenia na temat twoich...
fantazji. A teraz wybacz, ale chyba wezmę prysznic w domu. -
wyminęłam szybko chłopaka i korzystając z rozgrzanych mięśni
poleciałam do szatni przebrać się i zabrać rzeczy.
- Wiem,
że nie chcesz słuchać, tak naprawdę wolałabyś to poczuć na
własnej, spoconej skórze! - usłyszałam jego zadowolony krzyk. Nie
odwróciłam się tylko podniosłam wysoko rękę i wystawiłam w jego stronę
środkowy palec.
________________________________________________________
now comment, please?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz