Mam czterech braci. Wszyscy są starsi
ode mnie. Wyobraźcie sobie jak czuję się w domu z samymi facetami?
No dobra, żartuję, wcale nie jest tak źle. Ale prawdopodobnie
gdyby nie moja mama, to byłabym całkiem jak chłopak... Może i
dobrze, że ona przesada w drugą stronę. Zawsze marzyła o córce...
Jaki musiał być jej zawód jak cztery razy pod rząd słyszała:
„Gratuluję, będzie pani miała syna.”? Nie będę w to wnikać.
Chyba ważne, że (cóż, do pięciu razy sztuka!) za piątym razem
usłyszała, że ja będę sobą. Moja rodzicielka liczyła chyba, że
po takiej kumulacji testosteronu jaką przyszło jej nie dość, że
urodzić to jeszcze wychowywać, ja będę czterystu procentową
dziewczyną. Tak w ramach rekompensaty moralnej. Wiecie, tak żeby
mój estrogen i te kilka innych hormonów trochę wyrównały
atmosferę w naszym ociekającym testosteronem domu. Teraz czasami
sobie myślę, że mamie chodziło po prostu o to, że będę miała
na tyle niewielkie stópki, że będę uroczo wyglądać w malutkich
dziewczęcych bucikach i śliczne długie włosy, które ona będzie
mogła zaplatać w najróżniejsze warkocze i koczki, zamiast
opatrywać pozdzierane kolana i łokcie moich braci. No, muszę
przyznać, że pod tym względem chyba się nie zawiodła. Jestem
strasznie niska, więc, w przeciwieństwie do moich braci i ich stóp
wielkości kajaków, mam nieduże stopy i rzeczywiście, mam długie
włosy, które nawet ja sama lubię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz