czwartek, 14 sierpnia 2014

IV


- Ugh... Ja nie mam pojęcia jak ta kobieta zapamiętuje to wszystko. Jakby była chodzącym spisem moich niepowodzeń i wstydliwych sytuacji. - Narzekała Skye, gdy powoli zmierzałyśmy w stronę szkoły. Zanim jednak dziewczyna zdążyła kontynuować do naszych uszu doszły odgłosy jakbyśmy stały obok wielkiego ula i ze zdziwieniem stwierdziłyśmy, że dotarłyśmy pod ogrodzenie liceum. Spojrzałyśmy na siebie z lekkim strachem i przekroczyłyśmy bramę. Byłyśmy trochę przed czasem, ale mimo to budynek i dziedziniec oblężone były przez masę rozgadanych uczniów, którzy z entuzjazmem dzielili się ze sobą przeżyciami z wakacji. Zatrzymałyśmy się w połowie drogi do drzwi. Nie, wcale nie przez tłum ludzi, ale chyba to nas przytłoczyło. No, przynajmniej mnie. 
 - Możemy jeszcze uciec. - powiedziałam cicho z nadzieją w głosie. 
 - No coś ty! Chcesz uciekać przez tyloma facetami? Znalazłyśmy się w lepszej genetycznie strefie w porównaniu do gimnazjum. - powiedziała równie cicho Skye, rozglądając się dookoła i lustrując kolejne męskie ciała. 
 - Ten budynek jest trochę przerażający, jeśli chodzi o wielkość, nie? - odezwała się Lexi. - Pomyślcie jaka masa ludzi musi się tu znajdować... 
 - Nooo.... trochę tu nas się gniecie... - usłyszałyśmy wesoły głos i jak na komendę wszystkie trzy zwróciłyśmy głowy w lewo, gdzie w tej samej linii co my stał uśmiechnięty czarnowłosy chłopak, w którego żyłach musiała płynąć spora domieszka azjatyckiej krwi. Był nawet dosyć wysoki, tzn przynajmniej z mojej karłowatej perspektywy, bo był mniej więcej wzrostu Skye. - Myśleliśmy kiedyś o wytypowaniu jednej trzeciej uczniów i sprzedaniu ich do domu publicznego, żeby podłatać budżet szkolny i rozładować trochę klasy, ale dyrekcja odrzuciła nasz wniosek. - powiedział wzdychając, jakby nie mógł zrozumieć i pogodzić się z taką ignorancją wobec takiej dobrej propozycji. - To co, dziewczyny? Wchodzicie do paszczy lwa? Jesteście nowe, nie? 
 - Taaa... pierwszy rok. - odpowiedziała Skye. Chłopak uśmiechnął się przyjaźnie. 
 - Jestem Oliver. Co powiecie na małe zwiedzanie? 
 - Czemu nie? - powiedziała ucieszona Skye - Ja jestem Skye, a to Lexi i Ivory. - machnęła w naszą stronę. 
 - To skąd masz funkcję przewodnika po szkole? - zaczęłam być ciekawa. 
 - Lubię znać ludzi. - uśmiechnął się chłopak - Znam tu większość, więc szybko wyłapuję nowe twarze. Zresztą akurat wasze miny mówiły same za siebie. Jak będziecie potrzebować o kimś albo o czymś informacje to możecie śmiało do mnie walić. - mówił idąc wzdłuż głównego holu. - Na dole są szatnie w razie czego. No i kotłownia czy jakby to nazwać. Tam nie polecam się sam zapuszczać, bo woźny nieźle się wkurza. Na parterze są większe aule, tam na lewo na końcu korytarza jest biblioteka. Na prawo dyrektorka i pokój nauczycielski. Na piętrach są sale lekcyjne, ale są ponumerowane. Jak dostaniecie plan to sobie poradzicie. - jakby z centrum głównego korytarza przy szerokich schodach opisał nam całą strukturę szkoły. - A teraz chodźcie, zobaczycie podwórko i sale gimnastyczne. - machnął ręką żebyśmy szły za nim. Poprowadził nas aż do przeszklonych drzwi, które otworzył i nas przez nie przepuścił. Tam też sporo było uczniów. Na terenie za szkołą stał osobny budynek, który, jak wyjaśnił nam Oliver, był przeznaczony i przystosowany do zajęć sportowych. Zaczęliśmy powoli obchodzić teren, gdy nagle ktoś wydarł się w naszą stronę (tak, wydarł się dosłownie, bo normalnego krzyku w tym harmidrze nie byłoby słychać.). 
 - Oli! Chłopie gdzie ty się podziewałeś? Uuu... nowe znowu upolowałeś? - Cała nasza czwórka obróciła się w stronę kilku drzew, pod którymi siedziała grupka osób. Ten, który wołał był szatynem z nieładem na głowie i okularami przeciwsłonecznymi na nosie. 
 - Lou, co tam? Myślałem już, że cię nie będzie. Nie miałeś planów samotnie objechać na motorze całej Ameryki wzdłuż i wszerz, a na koniec znaleźć własną Pocahontas i ją tu przywieźć? - odkrzyknął Oliver podchodząc do chłopaka. 
 - Ktoś nie chciał pożyczyć mi motoru, i tak moje marzenia legły w gruzach. Nigdy nie będę już miał własnej indiańskiej księżniczki. Nigdy, słyszysz Harry?! - chłopak zwany Lou odwrócił się i ostatnie zdanie wrzasnął w stronę leżącego szatyna o kręconych włosach. Chłopak leniwie podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na Lou. 
 - Lou, idioto, gdybyś ty jeszcze potrafił jeździć na motorze. Lepiej poszukaj sobie Arielki, a ja własnoręcznie pomogę ci znaleźć się pod wodą. - odezwał się chłopak głosem całkiem spokojnym, ale mimo to dobrze słyszalnym. Spojrzał na Lou, a potem przeniósł nieco znudzony wzrok na nas. 
 - Trudno Lou... Ale pamiętaj, nie rezygnuj z marzeń. - uśmiechnął się szerzej Oliver. - Tak czy inaczej... to są Skye ... 
 - Ivory... Lexi... co wy tu do cholery robicie? - usłyszeliśmy wkurzony głos... Charliego. A temu co się stało? Zaledwie niedawno jak wychodziłyśmy był w dobrym humorze... Patrząc z byka na zebranych Charlie podszedł do nas i złapał mnie i Lexi za ręce. - Skye, pozwolisz? - burknął do szatynki sugerując jej podążenie za nami i zaczął ciągnąć nas w kierunku budynku szkoły. Gdy oddaliliśmy się od Olivera i jego znajomych, stwierdziłam, że najwyższy czas na jakieś wyjaśnienia ze strony blondyna. 
 - Charlie! Co cię ugryzło? Przecież nic się nie działo... - zaczęłam, ale przerwał mi zły wzrok mojego brata. 
 - Macie się z nimi nie zadawać, rozumiecie? 
 - Ale Li, oni byli całkiem fajni... - zaczęła tym razem Skye, ale jej także nie było dane skończyć. 
 - Skye, masz tu całą masę facetów, do wyboru, do koloru. Więc zrób mi tę przysługę i nie zadawaj się z nimi. - warknął nadal zły chłopak. 
 - Charlie, możesz nam wyjaśnić o co chodzi? - spytałam łagodnie. 
 - Nieważne. - burknął chłopak już trochę spokojniej. - Spóźnicie się na rozpoczęcie. Pokażę wam aulę, gdzie będzie rozpoczęcie. - powiedział i pociągnął nas w stronę szklanych drzwi do budynku. 

Nie dość, że znowu zachowuje się jak w gimnazjum i podstawówce to jeszcze robi to w bardziej agresywny sposób. No, świetnie. Założę się, że z kimkolwiek zobaczy nas rozmawiające to powie, że mamy się z nimi nie zadawać. Coś czuję, że to będzie: "Siostra w opałach - bracia kontra cały świat. Część 3: licealna masakra." Dwie poprzednie części: "Podstawowy pogrom" i "Gimnazjalne piekło" zdążyły mnie już znudzić i czuję, że tym razem będzie podobnie. Ach, to moje niesamowite szczęście (poczujcie tę ironię!). Już i tak nikt dotychczas nie chciał się ze mną przyjaźnić, poza Lexi i Skye, więc po tym niezwykle uroczym wstępie na rozpoczęcie szkoły, na pewno wszyscy będą wiedzieć, żeby mnie unikać, więc kolejne lata spędzę tak samo samotnie jak dotychczas. Cudownie. Tak trzymaj Ivory! Pogratulowałam sobie w myślach mojego szczęścia i zrezygnowana powlokłam się za Charliem i dziewczynami do auli. Jak tu nie kochać przemówień dyrekcji?

3 komentarze: